Jestem pewien, że każdy, kto choć raz odwiedził Bolesławiec, nie mówiąc
już o jego mieszkańcach z dłuższym bądź krótszym stażem, miał okazję
pojawić się na tutejszym dworcu kolejowym. W jakim celu? Powodów mogło
być wiele- zakup biletów na pociąg, podróż bliższa bądź dalsza- czy do
Węglińca położonego tuż za powiatową miedzą, do Wrocławia znajdującego
się już nieco dalej, a może nawet do odległego Białegostoku, spokojnie
kwalifikującego się już do rangi kresowego miasta Rzeczypospolitej.
Wielu ludzi odprowadzało tutaj swoich bliskich na pociąg, wielu z tych
pociągów ich odbierało, wreszcie byli też i tacy, którzy szli na
bolesławiecki dworzec po prostu do pracy- czy to na kasie biletowej, czy
w pobliskim bufecie, czy wreszcie w ramach obsługi technicznej. Jakby
cofnąć się nieco w czasie, to można też zobaczyć stare, czarnobiałe
pamiątkowe fotografie z wojska, wykonane jeszcze w czasach, gdy
Bolesławiec był niemieckim miastem o nazwie Bunzlau, położonym w
rejencji legnickiej prowincji Śląsk. Mamy na nich grupki młodych
żołnierzy- najpierw armii kajzera, a później Wehrmachtu, w tym drugim
przypadku oczywiście z nazistowskimi orzełkami na czapkach i klapach
mundurów. Wszyscy wspomniani tu ludzie przychodzili, odchodzili, mijali
ten dość niepozorny budynek dworcowy, robili to częściej lub rzadziej,
ale dam sobie głowę uciąć, że mało kto spośród nich zdawał sobie sprawę,
jak ciekawe miejsce ma dosłownie na wyciągnięcie ręki, zwłaszcza
współcześnie, po niemal dwustu latach od jego wybudowania. Owszem,
Bolesławiec może się pochwalić znacznie bardziej interesującymi
miejscami, niż niewielki dworzec przy Chrobrego, na którym już trzy lata
trwa remont jednego zaledwie peronu- dość tu wspomnieć wiadukt, Planty,
Bazylikę Maryjną i piękny Rynek- ale myślę, że zainteresowanie się
także i tym miejscem nie jest na pewno żadną stratą czasu i mam
nadzieję, że uda mi się Ci to jakoś tam udowodnić… a może nawet zachęcić
do nowego spojrzenia na to miejsce. A więc bez zbędnej zwłoki-
zaczynamy opowieść!
Aby rozpocząć naszą podróż, musimy się cofnąć w
czasie o ponad sto sześćdziesiąt lat. Bolesławiecki dworzec powstał
mniej więcej w połowie XIX wieku, a dokładniej w 1845 roku, pierwszego
października. Tego samego dnia otwarto dworzec w górnośląskim Zabrzu, w
Kępnie urodził się Hermann Aron (późniejszy twórca jednego z pierwszych
użytkowych liczników energii elektrycznej), a Andrzej Towiański
postanowił przekazać władzę nad swym sekciarskim Kołem Sprawy Bożej
(tak, tym samym, do którego należał Mickiewicz!) niejakiemu Karolowi
Różyckiemu, generałowi powstania listopadowego. Jak widać, dzień
otwarcia bolesławieckiej stacji kolejowej jest to data ważna nie tylko w
historii jednego nadbobrzańskiego miasta, ale całkiem istotna także i
dla przynajmniej kilku innych miejsc, osób i organizacji ! W momencie
otwarcia dworzec w Bunzlau był nieco mniejszy, niż obecnie, ale za to
miał sąsiada- piękny ceglany budynek lokalnej poczty, niestety
zniszczony równo sto lat później, kiedy to Sowieci zajmowali
Bolesławiec. Obecnie znajduje się tam zamknięte podziemne wejście na
remontowany peron-widmo. W tamtym momencie można było stamtąd pojechać
niestety tylko na wschód, w stronę Liegnitz i Breslau, jak ówcześnie
nazywano Legnicę i Wrocław. Jazda na zachód nie była jeszcze możliwa,
ale ekipa budowlana z Engelhardtem Ganselem na czele zadbała o to, aby
już po upływie niecałego roku sytuacja ta uległa zmianie. To właśnie
dzięki Ganselowi i jego ludziom Bolesławiec może się do dzisiaj szczycić
swoim potężnym wiaduktem kolejowym, jednym z największych w skali nie
tylko Dolnego Śląska czy nawet Polski, ale i Europy! Jego powstanie
umożliwiło przedłużenie istniejącej linii kolejowej do nowo powstałej
stacji Kohlfurt, obecnie znanej jako Węgliniec. Dodam tutaj, że to
właśnie od budowy stacji kolejowej zaczyna się historia całego tego
ukrytego w głębi Borów Dolnośląskich miasteczka. Zostawmy jednak
urokliwy Węgliniec na inną opowieść i wróćmy do Bolesławca. I zróbmy to
szybko, bowiem na dworcu zaczynają się pojawiać naprawdę ważne
osobistości. Dość tutaj wspomnieć króla Prus Fryderyka Wilhelma IV i
cara Rosji Aleksandra II Romanowa, którzy pojawili się tu w latach
pięćdziesiątych XIX wieku. W tej też dekadzie w Bolesławcu powstało
najstarsze znane zdjęcie wykonane w tej okolicy, co miało miejsce
pamiętnego dnia 17 października 1854 roku właśnie na dworcu kolejowym.
Widać na nich ładny parowóz, ówczesny cud techniki, stojący na peronie i
szykujący się do odjazdu w stronę Liegnitz (powiedzmy, że póki nie
dotrzemy do 1945 roku będę posługiwał się raczej nazwami niemieckimi niż
polskimi na terenie Śląska- łatwiej będzie Ci poczuć ducha epoki).
Dysponujemy aż dwoma zdjęciami z tego dnia, co jak na owe czasy i upływ
niemal dwustu lat od daty ich wykonania, jest naprawdę fantastyczną
liczbą.
Mijały kolejne lata, potem dekady, a nowy dworzec stopniowo
wtapiał się w bolesławiecki pejzaż. Żegnał bolesławian jadących na
wojny Prus z Austrią (1866) i Francją (1870), był świadkiem zjednoczenia
Niemiec (1881), które w Bunzlau uroczyście fetowano, miał okazję być
częścią II Rzeszy Niemieckiej przez cały okres jej istnienia
(1881-1918), a przede wszystkim stanowił bardzo ważny punkt
komunikacyjny na pograniczu śląsko-łużyckim. Pamiętajmy, że w tamtych
czasach samochody dopiero wchodziły do użycia, a autobusach jeszcze
nawet nie było mowy, że nie wspomnę o samolotach. Jeśli byłeś, dajmy na
to, studentem ówczesnej Wszechnicy Wrocławskiej, znanej dziś pod nazwą
Uniwersytet Wrocławski, no to na studia mogłeś (bądź mogłaś) albo
dojeżdżać pociągiem, albo tłuc się po wyboistych dolnośląskich drogach
jakąś konną bryczką. A jako że studenci byli, są i będą biednymi ludźmi,
to na bryczkę raczej nie było ich stać. Jeśli miałeś wolne i chciałeś
odwiedzić przyjaciół/krewnych/kogokolwiek innego (skreślić niepotrzebne)
z Kohlfurtu, to na pewno pociąg był lepszym rozwiązaniem, niż
kilkugodzinny przejazd przez wioski i lasy, a co dopiero, jeśli
wybierałeś się gdzieś dalej. Ówczesna niemiecka kolej dawała stopniowo
co raz większe możliwości, bo jeśli byłeś uparty i nie odstręczała Cię
konieczność przesiadek, z czasem mogłeś swobodnie podróżować po całym
regionie. Dodam, że na początku XX wieku czynnych stacji i linii
kolejowych było na Dolnym Śląsku o wiele, wiele więcej, niż obecnie. Nie
wiadomo, czy podczas swojej wizyty na Śląsku Stanisław Wyspiański miał
okazję odwiedzić Bunzlau, ale na pewno zaszczycił swoją obecnością
pobliską Liegnitz- potem nawet napisał taki, moim zdaniem niedoceniony,
genialny rapsod pod tytułem ‘’Henryk Pobożny pod Lignicą’’. Tak,
Lignicą, a nie Legnicą, bowiem wtedy polska nazwa miasta nad Kaczawą
brzmiała właśnie Lignica. Jeśli Mistrz miał okazję odwiedzić pobliskie
Bunzlau, z pewnością nasz dworzec widział. Za każdą informację źródłową
na ten temat oferuję wysoką nagrodę! Od razu dodam, że jest o wiele
bardziej prawdopodobne, bo w zasadzie niemal pewne, że dworzec w
Bolesławcu widział… Juliusz Słowacki. Osobiście za nim nie przepadam,
jego poezja raczej mnie niespecjalnie porywa (w odróżnieniu od jego
antagonisty Mickiewicza), ale był osobą ważną, zasłużoną i warto o nim
wspomnieć bez względu na moje osobiste sympatie. Ale ad rem. Ze źródeł
historycznych wiadomo, że 8 lipca 1848 roku Słowacki wyjechał z Breslau
do Drezna. Każdy, kto pokonuje tę trasę nawet dzisiaj, bez różnicy czy
pociągiem czy nie, musi dla własnej wygody mniej więcej w połowie drogi
przejechać przez Bolesławiec (chyba że jedzie nieistniejącą w XIX wieku
autostradą). Podejrzewam, że nasz wieszcz jechał pociągiem, bowiem
wiadomo, że wcześniej jeździł już tym środkiem lokomocji do różnych
śląskich miast. Jak już wcześniej wspomniałem, pociągi były wtedy
najwygodniejszym i najszybszym środkiem komunikacji. Wiadomo też, że w
1848 roku można było już przejechać pociągiem całą tę trasę. A skoro
tak, to jeśli wieszcz Juliusz zdecydował się na pociąg, nasz dworzec na
pewno musiał zobaczyć podczas swojej podróży. Czy mu się spodobał? Czy
zapamiętał go na dłużej, niż kilka dni? Czy w Bunzlau miał dłuższy
postój, czy przebywał tu tylko kilka minut? Tego chyba nie dowiemy się
nigdy.
Podczas I wojny światowej przez miasto przejeżdżały liczne
transporty wojskowe, stąd też liczni żołnierze i ochotnicy odjeżdżali
stąd na front, ten czy inny. Wszyscy znamy opisy uroczystych i radosnych
nieomal pożegnań, jakie w Niemczech i nie tylko urządzano na dworcach
odjeżdżającym wojakom- domyślam się, że takie rzeczy miały miejsce także
w Bolesławcu, przecież mieście garnizonowym. Dworzec po paru latach
musiał też widzieć powroty tych szczęśliwców, którym udało się przeżyć
wojenne piekło, a na sto procent był świadkiem końca wojny, upadku
cesarstwa i zaburzeń, jakie miały miejsce w owym czasie w całych
Niemczech- rodzącej się w wielkich bólach Republiki Weimarskiej. W
miejskich annałach czytamy, że w Bunzlau powstała rada robotnicza,
pewnego dnia na Rynku (ówcześnie znanym pod nazwą Marktplatz; gwoli
ciekawostki dodam że plac ten dzielono wówczas nieoficjalnie na
Niedermarkt i Obermarkt- Rynek Dolny i Górny) miała też miejsce duża
demonstracja przeciwko przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski.
Można się tylko domyślać, ile politycznych dyskusji odbyło się w tamtym
czasie w murach dworca… które to mury w okresie Republiki Weimarskiej
trochę się zmieniły, jeśli chodzi o ich wygląd. W latach dwudziestych,
kiedy udało się już uspokoić szalejącą hiperinflację (za bilet na
przejazd z Bunzlau do oddalonego o niecałe dziesięć kilometrów
Thomaswaldau- Tomaszowa Bolesławieckiego- płaciło się wtedy w miliardach
marek), dworzec został nieco przebudowany. Niedawno do Muzeum Ceramiki
trafiły plany tej przebudowy i widać na nich, że poszerzono nieco hol w
kierunku miasta i powstały dwie dobudówki po stronie zachodniej i
wschodniej. Wtedy też w kasach biletowych pojawiły się nowe blaty
obrotowe, które co ciekawe, znajdują się na swoim miejscu do dnia
dzisiejszego. Przetrwały III Rzeszę, wojnę, komunę, transformację
ustrojową i całą masę wielu innych rzeczy. Miejmy nadzieję, że
przetrwają ich jeszcze więcej…
No i właśnie, dotarliśmy już do
Trzeciej Rzeszy. Najciemniejszego okresu w dziejach Bolesławca, Niemiec i
chyba całej Europy na zachód od byłego Związku Sowieckiego. Istnieją
zdjęcia niemieckich żołnierzy z tego okresu, wykonane na ówczesnym
Bunzlau Hauptbahnhof, z pewnością nieraz w jego holu całkowicie na
poważnie hajlowano, wychwalano niedoszłego austriackiego akwarelistę, a
flagi z czarną swastyką niejednokrotnie ‘’ozdabiały’’ ten budynek. Mamy
nawet zdjęcie bramy pożegnalnej, stojącej przed dworcem w tym mniej
więcej miejscu, gdzie teraz znajduje się wjazd na parking. Oczywiście na
tejże bramie z wielkim napisem ‘’Auf Wiedersehen’’- ‘’Do widzenia’’-
powiewają sobie dwie nazistowskie flagi. Długo to jednak nie trwało, bo
nadszedł rok 1945, a dokładniej styczeń. Bolesławiecki dworzec, położony
na ważnym szlaku Breslau-Dresden (Drezno), niemal codziennie był
świadkiem transportów uchodźców z całego Śląska, uciekających mimo
ostrej zimy przed nadciągającymi Sowietami. Wspomniane wtedy blaty, na
których dzisiaj możemy spokojnie odbierać nasze bilety z Kolei
Dolnośląskich, wtedy na pewno pracowały na pełnych obrotach,
przynajmniej dopóki wydawano jakiekolwiek bilety. Ostatni pociąg miał
ruszyć z dworca rankiem 11 lutego 1945 roku, kiedy Sowieci znajdowali
się już u bram Bunzlau i właśnie zajmowali Gnadenberg, czyli obecny
południowy Kruszyn. Zaraz odjeździe tego pociągu z miasta na dworcu
musiała być słyszalna potężna detonacja- to niemieccy saperzy wysadzili w
powietrze trzy przęsła wiaduktu kolejowego, te znajdujące się
bezpośrednio nad Bobrem. Najpóźniej dwa dni potem historia stacji
Bunzlau Hauptbahnhof dobiegła końca, a budynek wraz z całym miastem
został przejęty przez Sowietów. Minęło kilka miesięcy, nim w mieście
pojawiły się polskie władze. Dworzec stał się wtedy niezwykle ważnym
miejscem, bowiem po prowizorycznym naprawieniu wiaduktu to stamtąd
ruszały transporty wysiedleńców do Niemiec. Tam też pojawiały się
pociągi ze wschodu, przywożące nowych, polskich mieszkańców Bolesławca i
okolic. Właśnie dworzec kolejowy był pierwszym miejscem, jakie
poznawali oni w na wpół zrujnowanym mieście, które miało stać się ich
nowym domem. Pochodzili zewsząd- z Bośni, z Kresów Wschodnich II
Rzeczpospolitej, z Francji, Belgii, innych regionów Polski… można więc
powiedzieć, że na dworcu w Bolesławcu spotkali się Polacy z całej
Europy, że ta ‘’polska Europa’’ zawitała właśnie do Bolesławca, a na
dworcu widać było to w sposób szczególny. Charakterystyczną śląską
niemczyznę zastąpiła rozbrzmiewająca tutaj polska mowa, szyldy
niemieckie szybko zostały zastąpione polskimi, a nazwę Bunzlau zmieniono
najpierw na Bolesław, a zaraz potem na obecny Bolesławiec. Przez
kolejne ponad siedemdziesiąt lat zmieniali się ludzie, zmieniał się
tabor, jaki gościł na naszej stacji, zmieniał się ustrój państwa
polskiego, a dworzec jak trwał, tak trwa nadal na swoim miejscu,
radośnie witając przybyszy i ze smutkiem żegnając odjeżdżających.
Przechodził różne remonty i prace naprawcze, a w grudniu 2015 roku
dorobił się nawet swojego własnego peronu-widmo! W sumie to raczej jest
powód do rozpaczy, niż dumy… Z trzech przedwojennych kas biletowych
czynna jest już niestety tylko jedna, Poczta Polska z racji spalenia się
przedwojennej poczty ulokowała się w pobliskiej kamienicy przy
Kaszubskiej, a miejsce dawnych parowozów zajęły wygodne pociągi Kolei
Dolnośląskich oraz te z Deutsche Bahn, kilka razy dziennie kursujące
między Dreznem a Wrocławiem.
Kolejowy bolesławiecki staruszku,
życzę Ci, żebyś trwał na swoim miejscu jak najdłużej i cieszył oko
kolejnych pokoleń bolesławian (i nie tylko) !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz