wtorek, 3 lipca 2018

Słów kilka o dworcu kolejowym w Bolesławcu

Jestem pewien, że każdy, kto choć raz odwiedził Bolesławiec, nie mówiąc już o jego mieszkańcach z dłuższym bądź krótszym stażem, miał okazję pojawić się na tutejszym dworcu kolejowym. W jakim celu? Powodów mogło być wiele- zakup biletów na pociąg, podróż bliższa bądź dalsza- czy do Węglińca położonego tuż za powiatową miedzą, do Wrocławia znajdującego się już nieco dalej, a może nawet do odległego Białegostoku, spokojnie kwalifikującego się już do rangi kresowego miasta Rzeczypospolitej. Wielu ludzi odprowadzało tutaj swoich bliskich na pociąg, wielu z tych pociągów ich odbierało, wreszcie byli też i tacy, którzy szli na bolesławiecki dworzec po prostu do pracy- czy to na kasie biletowej, czy w pobliskim bufecie, czy wreszcie w ramach obsługi technicznej. Jakby cofnąć się nieco w czasie, to można też zobaczyć stare, czarnobiałe pamiątkowe fotografie z wojska, wykonane jeszcze w czasach, gdy Bolesławiec był niemieckim miastem o nazwie Bunzlau, położonym w rejencji legnickiej prowincji Śląsk. Mamy na nich grupki młodych żołnierzy- najpierw armii kajzera, a później Wehrmachtu, w tym drugim przypadku oczywiście z nazistowskimi orzełkami na czapkach i klapach mundurów. Wszyscy wspomniani tu ludzie przychodzili, odchodzili, mijali ten dość niepozorny budynek dworcowy, robili to częściej lub rzadziej, ale dam sobie głowę uciąć, że mało kto spośród nich zdawał sobie sprawę, jak ciekawe miejsce ma dosłownie na wyciągnięcie ręki, zwłaszcza współcześnie, po niemal dwustu latach od jego wybudowania. Owszem, Bolesławiec może się pochwalić znacznie bardziej interesującymi miejscami, niż niewielki dworzec przy Chrobrego, na którym już trzy lata trwa remont jednego zaledwie peronu- dość tu wspomnieć wiadukt, Planty, Bazylikę Maryjną i piękny Rynek- ale myślę, że zainteresowanie się także i tym miejscem nie jest na pewno żadną stratą czasu i mam nadzieję, że uda mi się Ci to jakoś tam udowodnić… a może nawet zachęcić do nowego spojrzenia na to miejsce. A więc bez zbędnej zwłoki- zaczynamy opowieść!
Aby rozpocząć naszą podróż, musimy się cofnąć w czasie o ponad sto sześćdziesiąt lat. Bolesławiecki dworzec powstał mniej więcej w połowie XIX wieku, a dokładniej w 1845 roku, pierwszego października. Tego samego dnia otwarto dworzec w górnośląskim Zabrzu, w Kępnie urodził się Hermann Aron (późniejszy twórca jednego z pierwszych użytkowych liczników energii elektrycznej), a Andrzej Towiański postanowił przekazać władzę nad swym sekciarskim Kołem Sprawy Bożej (tak, tym samym, do którego należał Mickiewicz!) niejakiemu Karolowi Różyckiemu, generałowi powstania listopadowego. Jak widać, dzień otwarcia bolesławieckiej stacji kolejowej jest to data ważna nie tylko w historii jednego nadbobrzańskiego miasta, ale całkiem istotna także i dla przynajmniej kilku innych miejsc, osób i organizacji ! W momencie otwarcia dworzec w Bunzlau był nieco mniejszy, niż obecnie, ale za to miał sąsiada- piękny ceglany budynek lokalnej poczty, niestety zniszczony równo sto lat później, kiedy to Sowieci zajmowali Bolesławiec. Obecnie znajduje się tam zamknięte podziemne wejście na remontowany peron-widmo. W tamtym momencie można było stamtąd pojechać niestety tylko na wschód, w stronę Liegnitz i Breslau, jak ówcześnie nazywano Legnicę i Wrocław. Jazda na zachód nie była jeszcze możliwa, ale ekipa budowlana z Engelhardtem Ganselem na czele zadbała o to, aby już po upływie niecałego roku sytuacja ta uległa zmianie. To właśnie dzięki Ganselowi i jego ludziom Bolesławiec może się do dzisiaj szczycić swoim potężnym wiaduktem kolejowym, jednym z największych w skali nie tylko Dolnego Śląska czy nawet Polski, ale i Europy! Jego powstanie umożliwiło przedłużenie istniejącej linii kolejowej do nowo powstałej stacji Kohlfurt, obecnie znanej jako Węgliniec. Dodam tutaj, że to właśnie od budowy stacji kolejowej zaczyna się historia całego tego ukrytego w głębi Borów Dolnośląskich miasteczka. Zostawmy jednak urokliwy Węgliniec na inną opowieść i wróćmy do Bolesławca. I zróbmy to szybko, bowiem na dworcu zaczynają się pojawiać naprawdę ważne osobistości. Dość tutaj wspomnieć króla Prus Fryderyka Wilhelma IV i cara Rosji Aleksandra II Romanowa, którzy pojawili się tu w latach pięćdziesiątych XIX wieku. W tej też dekadzie w Bolesławcu powstało najstarsze znane zdjęcie wykonane w tej okolicy, co miało miejsce pamiętnego dnia 17 października 1854 roku właśnie na dworcu kolejowym. Widać na nich ładny parowóz, ówczesny cud techniki, stojący na peronie i szykujący się do odjazdu w stronę Liegnitz (powiedzmy, że póki nie dotrzemy do 1945 roku będę posługiwał się raczej nazwami niemieckimi niż polskimi na terenie Śląska- łatwiej będzie Ci poczuć ducha epoki). Dysponujemy aż dwoma zdjęciami z tego dnia, co jak na owe czasy i upływ niemal dwustu lat od daty ich wykonania, jest naprawdę fantastyczną liczbą.
Mijały kolejne lata, potem dekady, a nowy dworzec stopniowo wtapiał się w bolesławiecki pejzaż. Żegnał bolesławian jadących na wojny Prus z Austrią (1866) i Francją (1870), był świadkiem zjednoczenia Niemiec (1881), które w Bunzlau uroczyście fetowano, miał okazję być częścią II Rzeszy Niemieckiej przez cały okres jej istnienia (1881-1918), a przede wszystkim stanowił bardzo ważny punkt komunikacyjny na pograniczu śląsko-łużyckim. Pamiętajmy, że w tamtych czasach samochody dopiero wchodziły do użycia, a autobusach jeszcze nawet nie było mowy, że nie wspomnę o samolotach. Jeśli byłeś, dajmy na to, studentem ówczesnej Wszechnicy Wrocławskiej, znanej dziś pod nazwą Uniwersytet Wrocławski, no to na studia mogłeś (bądź mogłaś) albo dojeżdżać pociągiem, albo tłuc się po wyboistych dolnośląskich drogach jakąś konną bryczką. A jako że studenci byli, są i będą biednymi ludźmi, to na bryczkę raczej nie było ich stać. Jeśli miałeś wolne i chciałeś odwiedzić przyjaciół/krewnych/kogokolwiek innego (skreślić niepotrzebne) z Kohlfurtu, to na pewno pociąg był lepszym rozwiązaniem, niż kilkugodzinny przejazd przez wioski i lasy, a co dopiero, jeśli wybierałeś się gdzieś dalej. Ówczesna niemiecka kolej dawała stopniowo co raz większe możliwości, bo jeśli byłeś uparty i nie odstręczała Cię konieczność przesiadek, z czasem mogłeś swobodnie podróżować po całym regionie. Dodam, że na początku XX wieku czynnych stacji i linii kolejowych było na Dolnym Śląsku o wiele, wiele więcej, niż obecnie. Nie wiadomo, czy podczas swojej wizyty na Śląsku Stanisław Wyspiański miał okazję odwiedzić Bunzlau, ale na pewno zaszczycił swoją obecnością pobliską Liegnitz- potem nawet napisał taki, moim zdaniem niedoceniony, genialny rapsod pod tytułem ‘’Henryk Pobożny pod Lignicą’’. Tak, Lignicą, a nie Legnicą, bowiem wtedy polska nazwa miasta nad Kaczawą brzmiała właśnie Lignica. Jeśli Mistrz miał okazję odwiedzić pobliskie Bunzlau, z pewnością nasz dworzec widział. Za każdą informację źródłową na ten temat oferuję wysoką nagrodę! Od razu dodam, że jest o wiele bardziej prawdopodobne, bo w zasadzie niemal pewne, że dworzec w Bolesławcu widział… Juliusz Słowacki. Osobiście za nim nie przepadam, jego poezja raczej mnie niespecjalnie porywa (w odróżnieniu od jego antagonisty Mickiewicza), ale był osobą ważną, zasłużoną i warto o nim wspomnieć bez względu na moje osobiste sympatie. Ale ad rem. Ze źródeł historycznych wiadomo, że 8 lipca 1848 roku Słowacki wyjechał z Breslau do Drezna. Każdy, kto pokonuje tę trasę nawet dzisiaj, bez różnicy czy pociągiem czy nie, musi dla własnej wygody mniej więcej w połowie drogi przejechać przez Bolesławiec (chyba że jedzie nieistniejącą w XIX wieku autostradą). Podejrzewam, że nasz wieszcz jechał pociągiem, bowiem wiadomo, że wcześniej jeździł już tym środkiem lokomocji do różnych śląskich miast. Jak już wcześniej wspomniałem, pociągi były wtedy najwygodniejszym i najszybszym środkiem komunikacji. Wiadomo też, że w 1848 roku można było już przejechać pociągiem całą tę trasę. A skoro tak, to jeśli wieszcz Juliusz zdecydował się na pociąg, nasz dworzec na pewno musiał zobaczyć podczas swojej podróży. Czy mu się spodobał? Czy zapamiętał go na dłużej, niż kilka dni? Czy w Bunzlau miał dłuższy postój, czy przebywał tu tylko kilka minut? Tego chyba nie dowiemy się nigdy.
Podczas I wojny światowej przez miasto przejeżdżały liczne transporty wojskowe, stąd też liczni żołnierze i ochotnicy odjeżdżali stąd na front, ten czy inny. Wszyscy znamy opisy uroczystych i radosnych nieomal pożegnań, jakie w Niemczech i nie tylko urządzano na dworcach odjeżdżającym wojakom- domyślam się, że takie rzeczy miały miejsce także w Bolesławcu, przecież mieście garnizonowym. Dworzec po paru latach musiał też widzieć powroty tych szczęśliwców, którym udało się przeżyć wojenne piekło, a na sto procent był świadkiem końca wojny, upadku cesarstwa i zaburzeń, jakie miały miejsce w owym czasie w całych Niemczech- rodzącej się w wielkich bólach Republiki Weimarskiej. W miejskich annałach czytamy, że w Bunzlau powstała rada robotnicza, pewnego dnia na Rynku (ówcześnie znanym pod nazwą Marktplatz; gwoli ciekawostki dodam że plac ten dzielono wówczas nieoficjalnie na Niedermarkt i Obermarkt- Rynek Dolny i Górny) miała też miejsce duża demonstracja przeciwko przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski. Można się tylko domyślać, ile politycznych dyskusji odbyło się w tamtym czasie w murach dworca… które to mury w okresie Republiki Weimarskiej trochę się zmieniły, jeśli chodzi o ich wygląd. W latach dwudziestych, kiedy udało się już uspokoić szalejącą hiperinflację (za bilet na przejazd z Bunzlau do oddalonego o niecałe dziesięć kilometrów Thomaswaldau- Tomaszowa Bolesławieckiego- płaciło się wtedy w miliardach marek), dworzec został nieco przebudowany. Niedawno do Muzeum Ceramiki trafiły plany tej przebudowy i widać na nich, że poszerzono nieco hol w kierunku miasta i powstały dwie dobudówki po stronie zachodniej i wschodniej. Wtedy też w kasach biletowych pojawiły się nowe blaty obrotowe, które co ciekawe, znajdują się na swoim miejscu do dnia dzisiejszego. Przetrwały III Rzeszę, wojnę, komunę, transformację ustrojową i całą masę wielu innych rzeczy. Miejmy nadzieję, że przetrwają ich jeszcze więcej…
No i właśnie, dotarliśmy już do Trzeciej Rzeszy. Najciemniejszego okresu w dziejach Bolesławca, Niemiec i chyba całej Europy na zachód od byłego Związku Sowieckiego. Istnieją zdjęcia niemieckich żołnierzy z tego okresu, wykonane na ówczesnym Bunzlau Hauptbahnhof, z pewnością nieraz w jego holu całkowicie na poważnie hajlowano, wychwalano niedoszłego austriackiego akwarelistę, a flagi z czarną swastyką niejednokrotnie ‘’ozdabiały’’ ten budynek. Mamy nawet zdjęcie bramy pożegnalnej, stojącej przed dworcem w tym mniej więcej miejscu, gdzie teraz znajduje się wjazd na parking. Oczywiście na tejże bramie z wielkim napisem ‘’Auf Wiedersehen’’- ‘’Do widzenia’’- powiewają sobie dwie nazistowskie flagi. Długo to jednak nie trwało, bo nadszedł rok 1945, a dokładniej styczeń. Bolesławiecki dworzec, położony na ważnym szlaku Breslau-Dresden (Drezno), niemal codziennie był świadkiem transportów uchodźców z całego Śląska, uciekających mimo ostrej zimy przed nadciągającymi Sowietami. Wspomniane wtedy blaty, na których dzisiaj możemy spokojnie odbierać nasze bilety z Kolei Dolnośląskich, wtedy na pewno pracowały na pełnych obrotach, przynajmniej dopóki wydawano jakiekolwiek bilety. Ostatni pociąg miał ruszyć z dworca rankiem 11 lutego 1945 roku, kiedy Sowieci znajdowali się już u bram Bunzlau i właśnie zajmowali Gnadenberg, czyli obecny południowy Kruszyn. Zaraz odjeździe tego pociągu z miasta na dworcu musiała być słyszalna potężna detonacja- to niemieccy saperzy wysadzili w powietrze trzy przęsła wiaduktu kolejowego, te znajdujące się bezpośrednio nad Bobrem. Najpóźniej dwa dni potem historia stacji Bunzlau Hauptbahnhof dobiegła końca, a budynek wraz z całym miastem został przejęty przez Sowietów. Minęło kilka miesięcy, nim w mieście pojawiły się polskie władze. Dworzec stał się wtedy niezwykle ważnym miejscem, bowiem po prowizorycznym naprawieniu wiaduktu to stamtąd ruszały transporty wysiedleńców do Niemiec. Tam też pojawiały się pociągi ze wschodu, przywożące nowych, polskich mieszkańców Bolesławca i okolic. Właśnie dworzec kolejowy był pierwszym miejscem, jakie poznawali oni w na wpół zrujnowanym mieście, które miało stać się ich nowym domem. Pochodzili zewsząd- z Bośni, z Kresów Wschodnich II Rzeczpospolitej, z Francji, Belgii, innych regionów Polski… można więc powiedzieć, że na dworcu w Bolesławcu spotkali się Polacy z całej Europy, że ta ‘’polska Europa’’ zawitała właśnie do Bolesławca, a na dworcu widać było to w sposób szczególny. Charakterystyczną śląską niemczyznę zastąpiła rozbrzmiewająca tutaj polska mowa, szyldy niemieckie szybko zostały zastąpione polskimi, a nazwę Bunzlau zmieniono najpierw na Bolesław, a zaraz potem na obecny Bolesławiec. Przez kolejne ponad siedemdziesiąt lat zmieniali się ludzie, zmieniał się tabor, jaki gościł na naszej stacji, zmieniał się ustrój państwa polskiego, a dworzec jak trwał, tak trwa nadal na swoim miejscu, radośnie witając przybyszy i ze smutkiem żegnając odjeżdżających. Przechodził różne remonty i prace naprawcze, a w grudniu 2015 roku dorobił się nawet swojego własnego peronu-widmo! W sumie to raczej jest powód do rozpaczy, niż dumy… Z trzech przedwojennych kas biletowych czynna jest już niestety tylko jedna, Poczta Polska z racji spalenia się przedwojennej poczty ulokowała się w pobliskiej kamienicy przy Kaszubskiej, a miejsce dawnych parowozów zajęły wygodne pociągi Kolei Dolnośląskich oraz te z Deutsche Bahn, kilka razy dziennie kursujące między Dreznem a Wrocławiem.
Kolejowy bolesławiecki staruszku, życzę Ci, żebyś trwał na swoim miejscu jak najdłużej i cieszył oko kolejnych pokoleń bolesławian (i nie tylko) !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz