wtorek, 7 lipca 2015

Człowiek jednorazowy


            Człowiek jednorazowy to genialny wynalazek naszych czasów. Nie wiadomo, kto go stworzył, ale jest pewnym, że był to geniusz na miarę Newtona czy Leonarda da Vinci. Stworzył on istotę wielozadaniową, oddaną całkowicie temu, co ma wykonać. Gwarancja, że wynalazek wykona swoją pracę na czas jest niemal absolutna, a jakość tej pracy potwierdzają liczni zadowoleni klienci naszej firmy. Człowiek jednorazowy daje gwarancję absolutnej dyskrecji. Nasza firma, znana lepiej jako Ministerstwo Edukacji Narodowej sp. zoo w ciągu kilku lat jest w stanie wypuścić na rynek około 300 sztuk człowieka jednorazowego z pojedynczej fabryki… a dysponujemy fabrykami w każdym polskim mieście i każdej większej polskiej wsi, ponadto dysponujemy wieloma fabrykami poza granicami kraju. Dysponujemy także wykwalifikowaną kadrą, nadzorującą poszczególne etapy produkcji tego postępowego produktu. Czas produkcji wynosi 6 lat, w wyjątkowych przypadkach proces ten można przyspieszyć o jeden rok. Gwarantujemy Państwu, że człowiek jednorazowy będzie niezawodnym pracownikiem, a jego wydajność przez wiele lat będzie stale wzrastała. Nasz produkt jest wielofunkcyjny, wielozadaniowy i łatwo się uczy. W trakcie użytkowania można odsprzedać produkt innemu przedsiębiorstwu bądź wymienić u nas na lepszy model przy 50-procentowej zniżce. Czas gwarancji wynosi 30 lat. Jedyną wadą produktu jest fakt, iż w momencie zużycia się jest już niemożliwy do naprawy. Kiedy produkt ulegnie zużyciu, jego utylizacja jest bardzo prosta i nie wymaga większego nakładu kosztów- wystarczy dostarczyć zużyty produkt do jednego z magazynów zaprzyjaźnionej spółki ‘’Happy end of your life’’ bądź poddać procesowi spalania w dowolnie wybranym przez Państwa krematorium.

Bolesław

piątek, 3 lipca 2015

Co by było, gdyby…

Co by było, gdyby… - to pytanie zadał sobie w swoim życiu chyba każdy z nas, i to niejednokrotnie. Co by było, gdybym tego nie zrobił, gdybym tego nie powiedział, gdyby się okazało, że jestem w błędzie... różnych odmian tego pytania są setki, jeśli nie więcej. Zadajemy je sobie na ogół wtedy, kiedy się nam coś nie uda.
Szukamy przyczyn naszego niepowodzenia i analizujemy dogłębnie wszystko, co doprowadziło do klęski. Niedawno byłem w bardzo podobnej sytuacji. Poniosłem klęskę, która zdawała się być ostateczną… chwała Bogu za to, że taką nie była, ale przez długi czas okoliczności zdawały się przemawiać za inną wersją zdarzeń. Szybko doszedłem do wniosku, że był moment, kiedy wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Moment ten trwał w jednej z restauracji na wrocławskim Rynku, w połowie grudnia zeszłego roku. Gdybym z niej nie wybiegł w pewnym momencie, zapewne nic by się nie wydarzyło… aczkolwiek nie mogę być pewien, czy nie byłoby jeszcze gorzej, gdybym tam został. Mniejsza jednak o moje wrocławskie przygody i wybory… Gdybanie jest typowe dla każdego człowieka, ponieważ pozwala mu zobaczyć, co mógłby zrobić lepiej, albo czego mógł nie robić. Jest to jednak w takim przypadku nie tylko pomocne w ustaleniu przyczyn klęski, ale i w zapobieganiu podobnym błędom w przyszłości. Jeżeli wiem, że taki a nie inny krok zawiedzie mnie ku katastrofie, to raczej go nie wykonam, jeżeli nie będę miał innej opcji.
Gdybanie jest też pomocne, kiedy mamy jakiś cel lub zadanie do wykonania. Możemy tworzyć w głowie wyobrażenia pewnych sytuacji (może to być pomocne na pewno w teatrze, aktor na pewno powinien z tego atrybutu człowieczeństwa, jakim jest gdybanie, korzystać podczas budowania postaci), żeby zobaczyć, jak możemy postąpić w danych okolicznościach, a czego nie powinniśmy robić. Należy jednak uważać, abyśmy w tych konstrukcjach nie zaczęli fantazjować, bo wtedy cała konstrukcja staje się fikcją. Wielokrotnie mi się to zdarzyło, a kiedy przyszło co do czego, to ponosiłem porażkę, a moje plany upadały. Moje osobiste doświadczenia z gdybaniem były najsilniejsze kilka lat temu. Nie myślałem wtedy jeszcze o pisaniu za bardzo, a w mojej głowie kłębiło się wiele pomysłów, które szukały ujścia. Nie zapisywałem ich, więc zamieniałem je w swojej głowie na ‘’historie’’ pewnych wydarzeń. Najdłuższą z nich ciągnąłem około miesiąca, a po pewnym czasie stała się ona podstawą mojej pierwszej powieści. Polegała ona na tym, że Bolesławiec zostaje zajęty przez Rosjan, a ja zaczynam zakładać ruch oporu i biorę udział w wybuchu powstania, podczas którego dowodzę swoim oddziałem, walcząc np. na ulicy Kutuzowa i dworcu PKP.  Kiedy powstała ta historia, bardzo często uciekałem w krainę wyobraźni, gdzie obserwowałem swoje życie zupełnie inne niż to, jakie naprawdę w owym czasie przeżywałem… było ono ciężkie i trudne. Nieświadomie uciekałem od swoich problemów w krainę wyobraźni i gdybania. Do dzisiaj mam skłonność ku temu, ale są to tendencje raczej słabnące. Zawsze silnym bodźcem poruszającym moją wyobraźnię była muzyka. Pomiędzy poszczególnymi nutami odnajdywałem inspiracje do tworzenia coraz to nowych wydarzeń, spajając je później w spójną całość. Pisząc ten tekst, również słucham muzyki, która jednak najlepiej sprawdza się, kiedy piszę takie teksty jak opowiadanie, powieść czy dziennik.
Na gdybaniu opiera się wiele zagadnień naszego życia, nie tylko na płaszczyźnie wyobraźni. Gdybanie jest pomocne w historii, jest bowiem pomocne w wyobrażeniu sytuacji, która mogła mieć miejsce, ale o której jest mało informacji w źródłach bądź dowodem na jej zaistnienie są inne sytuacje. Na gdybaniu opiera się historia alternatywna, która pokazuje, jak mogły się potoczyć biegi historii, gdyby pewne sytuacje się zadziały lub nie, np. co by było, gdyby Lwów do dzisiaj był polskim miastem. Gdybanie nie jest też obce religiom. Jeżeli ktoś nie doznał cudownego objawienia, to pozostaje mu tylko wierzyć, że istnieje/nie istnieje jedno bądź więcej bóstw. W moim osobistym przypadku wiara nie jest gdybaniem, ponieważ kiedyś widziałem przejście ‘’na drugą stronę’’, kiedy mój rówieśnik omal mnie nie udusił. Widziałem oślepiające białe światło, wychodzące z jakiegoś tunelu. Z tego światła podszedł ku mnie widoczny jak przez folię Mężczyzna, którego sylwetka roztaczała świetlistą aureolę wokół Niego, dając efekt czegoś w rodzaju górskiego zjawiska o nazwie halo. Uśmiechnął się do mnie i jak ręką odjął wszystko znikło, a ja wróciłem do rzeczywistości. Moja twarz była cała sina, a ja mocno spanikowany. Od tamtej pory nikt mi nie wmówi, że nie ma rzeczywistości nadmaterialnej, bo osobiście ją widziałem. Nie jestem w stanie określić z absolutną pewnością, czy idący ku mnie Mężczyzna był Chrystusem czy kimś innym, bowiem światło było naprawdę silne, ale wiem, że temu Komuś zawdzięczam życie. Nie każdy trafia do wejścia na ‘’drugą stronę’’… Tutaj też mogę gdybać, kim był ten Ktoś. Jezusem? Aniołem? Jakimś świętym? Zapewne pewność uzyskam dopiero po śmierci… póki co uważam, że albo był to sam Chrystus (co byłoby niewątpliwym zaszczytem i zobowiązaniem) albo jakiś anioł, może Anioł Stróż?
Będę tutaj kończył moje wywody, gdyż przykładów gdybania można by podać nieskończenie wiele. Człowiek może gdybać w każdej sytuacji swojego ziemskiego życia na dowolnie wybrany temat. Czasem z takich gdybań powstają wielkie dzieła, takie jak ‘’Rok 1984’’ Orwella, zapadają wielkie i ważne decyzje… a uczniowie uczący się języków obcych muszą wkuwać zasady tworzenia takich gdybań w tych językach… sam kiedyś męczyłem się z ‘’Second Condiotional’’ na języku angielskim i jeszcze jest mi dane się pomęczyć, no ale to nie jest temat bieżący. Gdybanie jest jedną z najbardziej widocznych cech człowieka, bowiem każdy ma ku temu skłonność. A więc… człowiekiem jestem, więc gdybam : )

Bolesław

czwartek, 2 lipca 2015

W markecie



 W markecie


pnącze głodu i cierpień

które tak dzielnie hodowaliśmy

schowane w czarnej toni

przed oczami dzieci

spętało dziś mą stopę

wbija swe bolesne kolce krzyku

i ciągnie w mroczną czeluść.

jeszcze tylko ust nie pożarła

cuchnąca topiel




ta wolność której doświadczacie

to okrutne złudzenie


 Noszołata