poniedziałek, 2 października 2017

Pamięć balonika




Chodzi po prostu o to, aby ludzie nie myśleli, że jestem głupia. Nie lubię myśli, że jestem głupia. Czuję się jak napompowany balonik i tak mi jest dobrze. Proszę mnie nie wypuszczać z ręki. Proszę mnie nie puszczać, bo zwiędnę, uwiędnę, wypierdnę i mnie nie będzie. Nikt mnie już nie zobaczy. Trzeba mnie trzymać, bo nikt mnie nie zawiązał. Każdego poranka postanawiam się sama zawiązać. Wymaga to naprawdę ostrej gimnastyki. Czasem prawie się udaje.
W sumie prawie niczym się nie różnię od innych ludzi. Wszyscy mamy takie baloniki. Im ktoś jest ładniej ubrany tym większy ma balonik, niektórzy nawet nie muszą ich trzymać, są tak bardzo do nich przywiązani, że prawie do nich przyrosły. Przy takich najczęściej czuję się głupia. Najczęściej gdy ludzie otwierają do mnie usta, to ich baloniki więdną, albo zmieniają kolory. Najczęściej robią się coraz bardziej czerwone. Raz zdarzyło się tak, że w miarę jak ktoś do mnie mówił jego balonik stawał się coraz bardziej niebieski. Lubię słychać melodii tego, co mówią. Każda zawsze jest wyjątkowa. Jednak trochę się denerwuje, gdy słyszę wściekłą czerwień. Wtedy po prostu się przesuwam. Nie rozumiem po co taki ktoś ma się do mnie odzywać. Chyba nikt nie lubi się robić czerwony? Zwłaszcza, że wtedy balonik tak niebezpiecznie rośnie i rośnie... i może pęknąć. Widzieliście jak kiedyś ktoś pęka?            
Zapomniałam. Pewnego razu podszedł do mnie ktoś i w takt jego melodii balonik robił się niebieski. Pierwszy raz zobaczyłam tak szczery błękit. Niemalże zlewał się z niebem. Co chwilę znajduję jakieś nowe rzeczy, to dlatego, że jestem jeszcze mała i dopiero uczę się czytać. Niebo to było tak piękne, że z wrażenia aż zakręciło mi się w głowie. Nie chciałam widzieć już nic więcej. Chciałam się w nim zanurzyć. Chciałam lecieć! Tak! Chciałam latać jak mój balonik. Czemu reszta mnie jest taka ciężka? Pomyślałam wtedy, że mogę po prostu stać się balonem – w końcu to część mnie i się wypuścić. Nie zadziałało. Tylko mogłam obserwować z dołu jak odlatuje. Tak naprawdę nigdy mi się jeszcze nie udało związać. Zawsze ktoś mi przeszkodzi. Podczas zawiązywania najłatwiej przez przypadek upuścić powietrze. Zazwyczaj rezygnowałam, bo się bałam.
Ktoś mnie ciągnął za rękę. Niebo znikało. Zapomniałam. Nie wiem co się dzieje. Zapomniałam. Puste krzesła. Pan w fartuchu. Łóżka. Zapomniałam. Nie wiem co się dzieje. Dużo, dużo melodii. Polifonia. Hałas. Okropny harmider. Nic nie rozumiem. Ale pamiętajcie, że ja nie jestem głupia! Czemu tak na mnie Pan patrzy? Przecież ja wszystko wiem. Tylko muszę wrócić tam, gdzie byłam i wszystko będę wiedzieć. Muszę tam wrócić, żeby sobie przypomnieć. Gdzie to było, Pan pyta? Ja nie wiem. Skąd mam wiedzieć? Ale to zaraz nie oznacza, że jestem głupia. Po prostu nie pamiętam. Muszę tam wrócić... Muszę coś wymyślić...
            Muszę wrócić tam, skąd jestem. Tam skąd jestem, wszystko jest jasne, pierwsze i prawdziwe. Tam, mam panowanie nad sytuacją. Tam i tylko tam, żyje się naprawdę i w pełni. Płakałam długo, na myśl o tym jaki raj utraciłam. Wystarczy tylko znak. Nie wiem jaki i w jakiej postaci do mnie przyjdzie, ale wierzę, że się pojawi. Musi. Muszę wrócić do początku, bo ja muszę dalej uczyć się czytać. Nie będę się uczyć na nowo. Nie, to będzie kłamstwo. Przecież prawdziwy świat jest tylko jeden, tak?
            Głupcy. Bo mają mnie za głupią. Te ich wykrzywione twarze kompletnie nic nie wyrażają. Kręcą się wokół mnie i mówią i mówią. Nie widzą mnie. Boję się, że oblezą mnie jak mrówki i zjedzą, pochłoną, sprawią, że mnie nie będzie. Gdzieś za tym potokiem ludzi musi być jakaś jasna droga. Jakiś klucz do zrozumienia.


Wiele razy się jej przyglądałam. Stała tam taka pod tą galerią, zawsze naprzeciwko Pana sprzedającego baloniki. Zawsze trzymała w ręce niezwiązany balonik (każdego dnia innego koloru) i bardzo mocno go ściskała. Był to dość osobliwy widok, czasem ktoś podchodził i z nią rozmawiał. Nic się nie zmieniało. Nie wyglądała jak bezdomna, ani niespełna umysłu. Jedyne co wskazywało, na to, że coś jest nie tak, to to ciągłe stanie.
            Pewnego razu odważyłam się do niej podejść. Chciałam jej jakoś pomóc. Pięć razy zawczasu przemyślałam swoją kwestię, na wypadek jej różnych odpowiedzi. Nie, nie bałam się jej, po prostu jestem dosyć wstydliwa. Ostatecznie, gdy już w końcu podeszłam, nie zabrzmiało to zbyt szałowo:
- Hej, mogę Ci w czymś pomóc?
- Nie, a po co? – spojrzała nań na chwilę swoimi przenikliwymi oczami i odwróciła się w stronę Pana z Balonami.
- Nie wiem... całymi dniami tu tak stoisz, pomyślałam, że może potrzebujesz pomocy
- Co ty tu robisz? Czemu mi zasłaniasz? – znów to migawkowe spojrzenie z nutą strachu.
- Przepraszam. Przyszłam Ci pomóc
- Nie chcę pomocy, po co?
Milczałam. Stałam przez chwilę i zastanawiałam się, czy by nie zagaić po prostu zwykłej rozmowy. Zacząć o pogodzie... i przedstawić się.
- Co ty tu robisz? Czemu mi zasłaniasz? – to samo. Jak robot.
- Masz problemy z pamięcią?
- Tak. Przepraszam, ale zapamiętuje tylko na chwilę. – tym razem nawet nie spojrzała. Jej twarz stężała i uważnie analizowała balony.
Minęła chwila.
- Co ty tu robisz? Czemu mi zasłaniasz?

            Cóż z tego, że mój balonik był niebieski zamiast czerwonego, skoro podeszłam tam w nadziei, że w tej nadgorliwej pomocy napuszę go jeszcze trochę. Wszystko to nie miało absolutnego sensu. Gdy zobaczyłam ją, jak płacze na ulicy wśród tego płynącego tłumu ludzi, to jedyne mądre posunięcie jakie przyszło mi wtedy do głowy to zaprowadzenie jej tam skąd była, aby mogła czytać swój świat według baloników. Oby ten Pan sprzedawał je tam zawsze.