sobota, 30 lipca 2016

Noc

Mamy co prawda XXI wiek, co stanowi fakt niesporny nawet dla największego entuzjasty teorii spiskowych, ale w niczym, absolutnie w niczym mi to nie przeszkadza, abym mógł posilić się w kamiennej karczmie, i to w samym centrum dużego, gwarnego miasta. Schodzę po niewielkich schodach ze świata samochodów, tramwajów i marszrutek prosto do świata starodawnego, kozackiego, gdzie słowo ‘’kozacki’’ wcale nie ma tutaj takiego znaczenia jak to, jakie obecnie jest tak bardzo popularne. Ja co prawda po ukraińsku nic ne panimaju, ludzie stąd z kolei po polsku też wiele z siebie nie wyduszą, no ale tutejsze kelnerki (swoją drogą ubrane w czarne, skórzane, rzeźnickie fartuchy), są bardzo inteligentne. Jedna z nich wdaje się ze mną nawet w krótką, dwujęzyczną rozmowę, z której oboje wyciągamy bez trudu potrzebne nam informacje. Niestety, ale nie można powiedzieć tego samego o kelnerach płci męskiej, którzy oprócz zupełnego braku zdolności porozumienia się ze mną wyglądają wręcz katastrofalnie w tych samych fartuchach, które na młodych kelnerkach wywierają na mnie ogromne wrażenie. Wokoło mnie wiszą stare tarcze, ozdobione herbami różnych, znamienitych rodów. Jednak czy są to symbole kozackich familii, czy może łupy zdobyte na polskich szlachcicach, tego chyba nie dowiem się nigdy.
                Na moim stole pojawia się nareszcie długo wyczekiwane mięso. We mnie, wygłodniałym i strudzonym całodziennymi wojażami podróżniku, budzi się dziki, nieokiełznany drapieżca, innymi słowy- we Lwowie budzi się prawdziwy lew. Rzucam się na podane mi mięsiwo bez żadnych oporów, a już na pewno bez zbędnego oczekiwania nie wiadomo na co. W błyskawicznym tempie moje ręce rozrywają kolejne części mięsa, a ja pochłaniam je z prędkością wygłodniałego zwierza, mając nareszcie ku temu okazję i sposobność.
                Mięsa już nie ma, szpik wyssany, już nawet kości zostały zjedzone… aczkolwiek to ostatnie padło ofiarą tutejszego psa, no ale nie zwracajmy uwagi na takie szczegóły. W karczmie gra skoczna, kozacka muzyka, działając silnie na emocje i prowokując do działania. Zrywam się na równe nogi, chwytam najbliższą z kelnerek i w takt stepowych, zaporoskich nut w karczmie rozpoczyna się namiętny, żywiołowy taniec. Wszystko przyspiesza, świat wiruje, liczymy się tylko ja i moja kelnerka, muzyka ciągle gra i przyspiesza, co raz szybciej, szybciej, szybciej…
                Witaj, nocy lwowska!
Napisano 18 lipca 2016 roku we Lwowie, w restauracji pod Arsenałem Miejskim (Muzeum Broni)

Darencjusz/Даренцйуш

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz