Co by było, gdyby… - to pytanie zadał sobie w swoim życiu chyba każdy z
nas, i to niejednokrotnie. Co by było,
gdybym tego nie zrobił, gdybym tego nie powiedział, gdyby się okazało, że
jestem w błędzie... różnych odmian tego pytania są setki, jeśli nie więcej.
Zadajemy je sobie na ogół wtedy, kiedy się nam coś nie uda.
Szukamy przyczyn naszego niepowodzenia i analizujemy dogłębnie wszystko,
co doprowadziło do klęski. Niedawno byłem w bardzo podobnej sytuacji. Poniosłem
klęskę, która zdawała się być ostateczną… chwała Bogu za to, że taką nie była,
ale przez długi czas okoliczności zdawały się przemawiać za inną wersją
zdarzeń. Szybko doszedłem do wniosku, że był moment, kiedy wszystko mogło
potoczyć się zupełnie inaczej. Moment ten trwał w jednej z restauracji na
wrocławskim Rynku, w połowie grudnia zeszłego roku. Gdybym z niej nie wybiegł w
pewnym momencie, zapewne nic by się nie wydarzyło… aczkolwiek nie mogę być
pewien, czy nie byłoby jeszcze gorzej, gdybym tam został. Mniejsza jednak o
moje wrocławskie przygody i wybory… Gdybanie jest typowe dla każdego człowieka,
ponieważ pozwala mu zobaczyć, co mógłby zrobić lepiej, albo czego mógł nie
robić. Jest to jednak w takim przypadku nie tylko pomocne w ustaleniu przyczyn
klęski, ale i w zapobieganiu podobnym błędom w przyszłości. Jeżeli wiem, że
taki a nie inny krok zawiedzie mnie ku katastrofie, to raczej go nie wykonam,
jeżeli nie będę miał innej opcji.
Gdybanie jest też pomocne, kiedy mamy jakiś cel lub zadanie do
wykonania. Możemy tworzyć w głowie wyobrażenia pewnych sytuacji (może to być
pomocne na pewno w teatrze, aktor na pewno powinien z tego atrybutu
człowieczeństwa, jakim jest gdybanie, korzystać podczas budowania postaci),
żeby zobaczyć, jak możemy postąpić w danych okolicznościach, a czego nie
powinniśmy robić. Należy jednak uważać, abyśmy w tych konstrukcjach nie zaczęli
fantazjować, bo wtedy cała konstrukcja staje się fikcją. Wielokrotnie mi się to
zdarzyło, a kiedy przyszło co do czego, to ponosiłem porażkę, a moje plany
upadały. Moje osobiste doświadczenia z gdybaniem były najsilniejsze kilka lat
temu. Nie myślałem wtedy jeszcze o pisaniu za bardzo, a w mojej głowie kłębiło
się wiele pomysłów, które szukały ujścia. Nie zapisywałem ich, więc zamieniałem
je w swojej głowie na ‘’historie’’ pewnych wydarzeń. Najdłuższą z nich
ciągnąłem około miesiąca, a po pewnym czasie stała się ona podstawą mojej
pierwszej powieści. Polegała ona na tym, że Bolesławiec zostaje zajęty przez
Rosjan, a ja zaczynam zakładać ruch oporu i biorę udział w wybuchu powstania,
podczas którego dowodzę swoim oddziałem, walcząc np. na ulicy Kutuzowa i dworcu
PKP. Kiedy powstała ta historia, bardzo
często uciekałem w krainę wyobraźni, gdzie obserwowałem swoje życie zupełnie
inne niż to, jakie naprawdę w owym czasie przeżywałem… było ono ciężkie i
trudne. Nieświadomie uciekałem od swoich problemów w krainę wyobraźni i
gdybania. Do dzisiaj mam skłonność ku temu, ale są to tendencje raczej
słabnące. Zawsze silnym bodźcem poruszającym moją wyobraźnię była muzyka.
Pomiędzy poszczególnymi nutami odnajdywałem inspiracje do tworzenia coraz to
nowych wydarzeń, spajając je później w spójną całość. Pisząc ten tekst, również
słucham muzyki, która jednak najlepiej sprawdza się, kiedy piszę takie teksty
jak opowiadanie, powieść czy dziennik.
Na gdybaniu opiera się wiele zagadnień naszego życia, nie tylko na
płaszczyźnie wyobraźni. Gdybanie jest pomocne w historii, jest bowiem pomocne w
wyobrażeniu sytuacji, która mogła mieć miejsce, ale o której jest mało
informacji w źródłach bądź dowodem na jej zaistnienie są inne sytuacje. Na
gdybaniu opiera się historia alternatywna, która pokazuje, jak mogły się
potoczyć biegi historii, gdyby pewne sytuacje się zadziały lub nie, np. co by
było, gdyby Lwów do dzisiaj był polskim miastem. Gdybanie nie jest też obce
religiom. Jeżeli ktoś nie doznał cudownego objawienia, to pozostaje mu tylko
wierzyć, że istnieje/nie istnieje jedno bądź więcej bóstw. W moim osobistym
przypadku wiara nie jest gdybaniem, ponieważ kiedyś widziałem przejście ‘’na
drugą stronę’’, kiedy mój rówieśnik omal mnie nie udusił. Widziałem oślepiające
białe światło, wychodzące z jakiegoś tunelu. Z tego światła podszedł ku mnie
widoczny jak przez folię Mężczyzna, którego sylwetka roztaczała świetlistą
aureolę wokół Niego, dając efekt czegoś w rodzaju górskiego zjawiska o nazwie
halo. Uśmiechnął się do mnie i jak ręką odjął wszystko znikło, a ja wróciłem do
rzeczywistości. Moja twarz była cała sina, a ja mocno spanikowany. Od tamtej
pory nikt mi nie wmówi, że nie ma rzeczywistości nadmaterialnej, bo osobiście
ją widziałem. Nie jestem w stanie określić z absolutną pewnością, czy idący ku
mnie Mężczyzna był Chrystusem czy kimś innym, bowiem światło było naprawdę
silne, ale wiem, że temu Komuś zawdzięczam życie. Nie każdy trafia do wejścia
na ‘’drugą stronę’’… Tutaj też mogę gdybać, kim był ten Ktoś. Jezusem? Aniołem?
Jakimś świętym? Zapewne pewność uzyskam dopiero po śmierci… póki co uważam, że
albo był to sam Chrystus (co byłoby niewątpliwym zaszczytem i zobowiązaniem)
albo jakiś anioł, może Anioł Stróż?
Będę tutaj kończył moje wywody, gdyż przykładów gdybania można by podać
nieskończenie wiele. Człowiek może gdybać w każdej sytuacji swojego ziemskiego
życia na dowolnie wybrany temat. Czasem z takich gdybań powstają wielkie
dzieła, takie jak ‘’Rok 1984’’ Orwella, zapadają wielkie i ważne decyzje… a
uczniowie uczący się języków obcych muszą wkuwać zasady tworzenia takich gdybań
w tych językach… sam kiedyś męczyłem się z ‘’Second Condiotional’’ na języku
angielskim i jeszcze jest mi dane się pomęczyć, no ale to nie jest temat
bieżący. Gdybanie jest jedną z najbardziej widocznych cech człowieka, bowiem
każdy ma ku temu skłonność. A więc… człowiekiem jestem, więc gdybam : )
Bolesław
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz