Chodzi po prostu o to, aby ludzie nie myśleli, że jestem głupia. Nie
lubię myśli, że jestem głupia. Czuję się jak napompowany balonik i tak mi jest
dobrze. Proszę mnie nie wypuszczać z ręki. Proszę mnie nie puszczać, bo
zwiędnę, uwiędnę, wypierdnę i mnie nie będzie. Nikt mnie już nie zobaczy.
Trzeba mnie trzymać, bo nikt mnie nie zawiązał. Każdego poranka postanawiam się
sama zawiązać. Wymaga to naprawdę ostrej gimnastyki. Czasem prawie się udaje.
W sumie prawie niczym się nie różnię od innych ludzi. Wszyscy mamy takie
baloniki. Im ktoś jest ładniej ubrany tym większy ma balonik, niektórzy nawet
nie muszą ich trzymać, są tak bardzo do nich przywiązani, że prawie do nich
przyrosły. Przy takich najczęściej czuję się głupia. Najczęściej gdy ludzie
otwierają do mnie usta, to ich baloniki więdną, albo zmieniają kolory.
Najczęściej robią się coraz bardziej czerwone. Raz zdarzyło się tak, że w miarę
jak ktoś do mnie mówił jego balonik stawał się coraz bardziej niebieski. Lubię
słychać melodii tego, co mówią. Każda zawsze jest wyjątkowa. Jednak trochę się
denerwuje, gdy słyszę wściekłą czerwień. Wtedy po prostu się przesuwam. Nie
rozumiem po co taki ktoś ma się do mnie odzywać. Chyba nikt nie lubi się robić
czerwony? Zwłaszcza, że wtedy balonik tak niebezpiecznie rośnie i rośnie... i
może pęknąć. Widzieliście jak kiedyś ktoś pęka?
Zapomniałam. Pewnego razu podszedł do mnie ktoś i w takt jego melodii
balonik robił się niebieski. Pierwszy raz zobaczyłam tak szczery błękit.
Niemalże zlewał się z niebem. Co chwilę znajduję jakieś nowe rzeczy, to
dlatego, że jestem jeszcze mała i dopiero uczę się czytać. Niebo to było tak
piękne, że z wrażenia aż zakręciło mi się w głowie. Nie chciałam widzieć już
nic więcej. Chciałam się w nim zanurzyć. Chciałam lecieć! Tak! Chciałam latać
jak mój balonik. Czemu reszta mnie jest taka ciężka? Pomyślałam wtedy, że mogę
po prostu stać się balonem – w końcu to część mnie i się wypuścić. Nie
zadziałało. Tylko mogłam obserwować z dołu jak odlatuje. Tak naprawdę nigdy mi
się jeszcze nie udało związać. Zawsze ktoś mi przeszkodzi. Podczas zawiązywania
najłatwiej przez przypadek upuścić powietrze. Zazwyczaj rezygnowałam, bo się
bałam.
Ktoś mnie ciągnął za rękę. Niebo znikało. Zapomniałam. Nie wiem co się
dzieje. Zapomniałam. Puste krzesła. Pan w fartuchu. Łóżka. Zapomniałam. Nie
wiem co się dzieje. Dużo, dużo melodii. Polifonia. Hałas. Okropny harmider. Nic
nie rozumiem. Ale pamiętajcie, że ja nie jestem głupia! Czemu tak na mnie Pan
patrzy? Przecież ja wszystko wiem. Tylko muszę wrócić tam, gdzie byłam i
wszystko będę wiedzieć. Muszę tam wrócić, żeby sobie przypomnieć. Gdzie to
było, Pan pyta? Ja nie wiem. Skąd mam wiedzieć? Ale to zaraz nie oznacza, że
jestem głupia. Po prostu nie pamiętam. Muszę tam wrócić... Muszę coś
wymyślić...
Muszę wrócić tam, skąd jestem. Tam
skąd jestem, wszystko jest jasne, pierwsze i prawdziwe. Tam, mam panowanie nad
sytuacją. Tam i tylko tam, żyje się naprawdę i w pełni. Płakałam długo, na myśl
o tym jaki raj utraciłam. Wystarczy tylko znak. Nie wiem jaki i w jakiej
postaci do mnie przyjdzie, ale wierzę, że się pojawi. Musi. Muszę wrócić do
początku, bo ja muszę dalej uczyć się czytać. Nie będę się uczyć na nowo. Nie,
to będzie kłamstwo. Przecież prawdziwy świat jest tylko jeden, tak?
Głupcy. Bo mają mnie za głupią. Te
ich wykrzywione twarze kompletnie nic nie wyrażają. Kręcą się wokół mnie i
mówią i mówią. Nie widzą mnie. Boję się, że oblezą mnie jak mrówki i zjedzą,
pochłoną, sprawią, że mnie nie będzie. Gdzieś za tym potokiem ludzi musi być
jakaś jasna droga. Jakiś klucz do zrozumienia.
Wiele razy się jej przyglądałam. Stała tam taka pod tą galerią, zawsze
naprzeciwko Pana sprzedającego baloniki. Zawsze trzymała w ręce niezwiązany
balonik (każdego dnia innego koloru) i bardzo mocno go ściskała. Był to dość
osobliwy widok, czasem ktoś podchodził i z nią rozmawiał. Nic się nie
zmieniało. Nie wyglądała jak bezdomna, ani niespełna umysłu. Jedyne co
wskazywało, na to, że coś jest nie tak, to to ciągłe stanie.
Pewnego razu odważyłam się do niej
podejść. Chciałam jej jakoś pomóc. Pięć razy zawczasu przemyślałam swoją
kwestię, na wypadek jej różnych odpowiedzi. Nie, nie bałam się jej, po prostu
jestem dosyć wstydliwa. Ostatecznie, gdy już w końcu podeszłam, nie zabrzmiało
to zbyt szałowo:
- Hej, mogę Ci w
czymś pomóc?
- Nie, a po co?
– spojrzała nań na chwilę swoimi przenikliwymi oczami i odwróciła się w stronę
Pana z Balonami.
- Nie wiem...
całymi dniami tu tak stoisz, pomyślałam, że może potrzebujesz pomocy
- Co ty tu
robisz? Czemu mi zasłaniasz? – znów to migawkowe spojrzenie z nutą strachu.
- Przepraszam.
Przyszłam Ci pomóc
- Nie chcę
pomocy, po co?
Milczałam.
Stałam przez chwilę i zastanawiałam się, czy by nie zagaić po prostu zwykłej
rozmowy. Zacząć o pogodzie... i przedstawić się.
- Co ty tu
robisz? Czemu mi zasłaniasz? – to samo. Jak robot.
- Masz problemy
z pamięcią?
- Tak.
Przepraszam, ale zapamiętuje tylko na chwilę. – tym razem nawet nie spojrzała.
Jej twarz stężała i uważnie analizowała balony.
Minęła chwila.
- Co ty tu
robisz? Czemu mi zasłaniasz?
Cóż z tego, że mój balonik był
niebieski zamiast czerwonego, skoro podeszłam tam w nadziei, że w tej
nadgorliwej pomocy napuszę go jeszcze trochę. Wszystko to nie miało absolutnego
sensu. Gdy zobaczyłam ją, jak płacze na ulicy wśród tego płynącego tłumu ludzi,
to jedyne mądre posunięcie jakie przyszło mi wtedy do głowy to zaprowadzenie
jej tam skąd była, aby mogła czytać swój świat według baloników. Oby ten Pan
sprzedawał je tam zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz